Ulica Mazowiecka to klubowe zagłębie stolicy. W jej klimat bardzo dobrze wpisuje się restauracja Fat Buddha. Otwarty w czerwcu ubiegłego roku lokal umiejętnie łączy to, co składa się na celebrację życia. Można tu nie tylko dobrze zjeść, ale też wypić niebanalny koktajl, wypalić sziszę i posłuchać doskonałej muzyki. A wszystko to w niezwykle komfortowym i stylowym otoczeniu.
Tym, co rzuca się w oczy po przekroczeniu progu lokalu jest przestrzeń. Pracuje na nią ogromna otwarta sala główna z wysokimi na kilka metrów oknami. Wrażenie robi także elegancki, luksusowy wystrój, łączący tradycyjne elementy kultury Wschodu z nowoczesnością i klasyką Zachodu. Przy tej okazji nie sposób pominąć ogromnego posągu Buddy umieszczonego w głębi restauracji. Naszą uwagę zwróciły także miniaturowe kopie pełnowymiarowych krzeseł, które – jak się dowiedzieliśmy – zostały stworzone po to, żeby kobiety miały gdzie postawić torebki oraz zastawa (w tym m.in. porcelana marki RAK), sprowadzana tu specjalnie z Londynu. Poza dużą powierzchnią restauracyjno-barową na parterze lokal dysponuje także antresolą, gdzie znajdują się bardziej kameralne strefa Lounge oraz sala VIP z osobnym barem. Można tu zagłębić się w fotelu i w spokoju wypalić sziszę albo urządzić prywatną imprezę.
Kuchnia z wyraźną nutą orientu
Serwowane w restauracji menu koresponduje z jej nazwą i wystrojem. Królują w nim dania kuchni japońskiej z wieloma rodzajami sushi na czele. Są też zupy takie jak miso czy ręcznie robione pierożki gyoza (mieliśmy okazję ich skosztować i były… boskie). W karcie znajdują się też propozycje bardziej klasyczne jak drób czy ryby, ale one również przyrządzane są z nutą orientu. Przykładowo pierś z kurczaka jest tu podawana z zielonymi warzywami z woka w tajskim pikantnym sosie oraz ryżem jaśminowym. Z kolei pieczonemu łososiowi towarzyszy sos teriyaki oraz sałata z pomarańczami, koprem włoskim, pomidorkami i orientalnym dressingiem.
Przystawki także są niebanalne. Za przykład weźmy grillowane szaszłyczki z jagnięciny i cukinii, serwowane z sosem na bazie japońskiej musztardy karashi, kolendrą oraz prażonymi nerkowcami. Orientalne wpływy widać także w deserach. Pudding z mango na bazie tapioki na długo pozostanie w naszej pamięci. Amatorom bardziej tradycyjnych smaków z czystym sumieniem polecamy rozpływające się w ustach ciastko czekoladowe z płynną pistacją i lodami. Za odkrywcze podejście do tematu łączenia smaków, wysokiej jakości produktów oraz przypraw z różnych zakątków świata odpowiada Michał Maj – szef tutejszej kuchni.
Koktajle, jakich nie ma nigdzie indziej
Do restauracji na rogu Mazowieckiej i Świętokrzyskiej warto zajrzeć jednak nie tylko ze względu na serwowane w niej jedzenie, ale i trunki. Fat Buddha ma bardzo bogatą kartę win oraz alkoholi mocnych, z tymi z najwyższej półki włącznie. Jeśli ktoś wcześniej nie miał takiej okazji, to może tu spróbować np. sake albo japońskiego piwa. Kobiety z pewnością zakochają się w serwowanych pod okiem rubasznego Buddy autorskich koktajlach, z których każdy wygląda jak małe dzieło sztuki. Odpowiedzialny jest za nie Paweł Hyba bez wątpienia jeden z najbardziej utytułowanych polskich barmanów. To, że nie boi się on oryginalnych składników ani odważnych połączeń widać choćby w drinkach z czerwoną kapustą czy wasabi. Tworząc swoje kompozycje Paweł Hyba sięga nie tylko po orientalne, ale też nasze rodzime dodatki. Wśród gości lokalu, z których około połowę stanowią przybysze zza granicy dużą popularnością cieszy się koktajl pod nazwą Paseri, przygotowany z okazji Belvedere London Cocktail Week. Jego bazę stanowi wódka Belvedere, przełamana likierem brzoskwiniowym, malinami oraz natką pietruszki. Dla tych, którzy stwierdzą, że takie miksy to nie ich bajka u tłustego Buddy są też drinki bardziej tradycyjne w smaku.
Mimo żyrandoli w kształcie świeczników, bogato zdobionych mebli, ciężkich zasłon i kosztownych dywanów w lokalu panuje niczym nie skrępowana atmosfera. Decyduje o tym klimatyczne oświetlenie, nienachalny, ale bardzo kontaktowy personel i przede wszystkim zwracająca uwagę klubowa muzyka. O jej dobór dba dyrektor artystyczny Fat Buddhy Szymon Tomasik. On także odpowiada za organizowane w tym miejscu cykliczne imprezy. Niedawno w lokalu odbyła się „Uczta z sekretem”, kompletnie inny wymiar rozrywki. Jest to połączenie wykwintnej kolacji oraz przedstawienia, w którym widz może brać czynny udział. Unikatowe wydarzenie na skalę stolicy, a może nawet i kraju. Jak najbardziej wpisuje się więc ono w filozofię miejsca. W założeniu właścicieli (do których należy także kultowy klub The View ze spektakularnym widokiem na stolicę) Fat Buddha ma poszerzać horyzonty Warszawiaków i otwierać ich na to, co nowe.
Dziel się tym, co dobre
Dwupoziomowy lokal o powierzchni ponad 800 mkw., zlokalizowany przy ul. Mazowieckiej 2/4 zaprasza gości przez pięć dni w tygodniu. Od środy do soboty jego drzwi otwierają się o 17.00, z zamykają najwcześniej o północy, przy czym wzmożony ruch zaczyna się zazwyczaj w okolicach godziny 19.00-20.00. Od połowy kwietnia do Fat Buddhy można wpaść także w niedzielę. Tego dnia restauracja serwuje specjalne zestawy złożone z przystawki, dania głównego oraz deseru w cenie 59 zł. Każdy może tu bez żenady popróbować tego, co zamówili współbiesiadnicy i poprosić o dodatkowy talerz. Dzielenie się jedzenie z rodziną lub znajomymi to w tym miejscu rzecz zupełnie normalna, można by powiedzieć nawet wskazana.
Ceny wybranych propozycji z menu:
Sushi – od 15 do 240 zł
Pierożki gyoza – 21, 25 lub 29 zł (w zależności od nadzienia)
Grillowane szaszłyczki z marynowanej jagnięciny i cukinii – 28 zł za 3 sztuki
Pierś kurczaka z warzywami i ryżem jaśminowym – 47 zł
Łosoś pieczony z sosem teriyaki i sałatą – 65 zł
Ciastko czekoladowe z płynną pistacją i lodami – 29 zł
Koktajl WA-SA-BI –27 zł
Koktajl Paseri – 29 zł